Witajcie!
Już w Londynie zastanawiałam się, czy w ogóle publikować tu posta z jakąś formą relacji. Z jednej strony, obiecałam pokazanie kilku zdjęć, z drugiej - nie chciałabym jednak zalewać tego miejsca falą negatywów. Umówmy się więc, że wyłuskam z ubiegłego tygodnia to, co pozytywne, a Wy przymkniecie oko ;-)
Na początek garść informacji technicznych, gdyby ktoś był ciekawy:
- bilety lotnicze: w tym roku zafundował mi je LOT (szerzej pisałam o tym w poście Gdzie będę, gdy mnie nie będzie); ich standardowa cena to ok. 1200 zł w obie strony, za dwie osoby. Oczywiście Ryanair czy Wizzair oferują dużo tańsze przeloty, ale takie loty należy rezerwować na długo przed podróżą - czym bliżej daty wylotu, tym drożej. Czasami na tydzień lub dwa wcześniej ceny spadają, ale nie jest to reguła.
- nocleg: w Londynie o to akurat nie trudno - ogranicza nas tylko zasobność portfela i wyobraźnia. Od pięciogwiazdkowych hoteli, przez hotele, motele i miejsca typu 'bed and breakfast', które oferują dokładnie to, co w nazwie - łóżko i śniadanie. Ja ponownie zdecydowałam się na nocleg w Big Bed w dzielnicy Walthamstow (3 strefa, dobrze skomunikowana z centrum); dwuosobowy pokój z dostępem do łazienki, kuchni, salonu etc. kosztował 45 funtów za noc.
- poruszanie się po mieście: nie czarujmy się, nie da się wszystkiego zobaczyć 'z buta'. Nieuniknione będzie korzystanie z metra czy autobusów, które wbrew pozorom nie jest trudne - na każdej stacji metra są mapki, a 'tubylcy' chętnie pomogą się odnaleźć. W zeszłym roku korzystałam tylko z metra, w tym roku śmiało wsiadłam do DLR (lekkiej kolei) i autobusów. Korzystałam z Travelcard - tygodniowa, obejmująca strefy 1-3 (dot. metra; autobusami miejskimi, koleją i DLR poruszamy się na niej bez ograniczeń) kosztuje 38 funtów. Najlepiej wyrobić ją sobie na karcie Oyster, która umożliwia także płacenie 'pay as you go' - w przeciwnym razie musimy mieć ze sobą zdjęcie do wyrobienia legitymacji - można to zrobić na każdej stacji metra.
To podstawy, a reszta? Zależy od własnych preferencji. Ja lubię zwiedzanie typu 'zagubienie kontrolowane', czyli obierając konkretny cel błądzę po drodze. W Londynie to możliwe - na każdym rogu są mapki, z których można wywnioskować nie tylko drogę, ale i czas potrzebny na jej pokonanie, stacje metra czy przystanki autobusowe. Taka forma zwiedzania pozwala mi zobaczyć nie tylko te główne, popularne miejsca, ale i przypadkowo trafić w piękne, a niedoceniane zakątki.
Za mną katedra św. Pawła. | Ujęły mnie te ławeczki! Są rozmieszczone w całym Londynie, a każda dotyczy innej książki! |
W tym roku byłam swego rodzaju przewodnikiem, dlatego odwiedziłam tak naprawdę te same miejsca, co rok wcześniej - pierwszego dnia, zaczynając od dzielnicy bankowej, tzw. London City, zobaczyłam St. Paul's Cathedral, Tate Modern, London Bridge, przechodząc wzdłuż Tamizy odhaczyłam z listy Tower Bridge, twierdzę Tower i Shakespeare Globe. Wieczorem wybrałyśmy się z mamą na Picadilly Circus, pochodziłyśmy też po tej okolicy, dochodząc do Trafalgar Square, na którym, przed National Gallery, wyświetlano jakąś operetkę.
W tle ta sama katedra, a ja na najpopularniejszym pieszym moście w LDN - Millenium Bridge. |
Wieczór na Picadilly Circus. |
Drugi dzień zaczęłyśmy od wizyty we wspomnianej galerii, później przywitałyśmy się z Big Benem, Westminster Abbey, wpadłyśmy na herbatkę do Królowej i posiedziałyśmy w St. James' Parku. Wieczorem mama została w pokoju, a ja zaliczyłam szybki prysznic, połknęłam w biegu kanapkę i pojechałam do Stratford - Dzielnicy Olimpijskiej, na pierwsze z dwóch zaplanowanych spotkań. Były drinki Oreo, był spacer, był nocny powrót do domu - wreszcie poczułam się jak na wakacjach.
![]() |
Nie przepadam za Oreo, ale ten drink... Moooogę więcej?! :D |
Kolejny poranek to wizyta w Covent Garden - przyznaję, dostawałam oczopląsu od ilości ładnych rzeczy! Najbardziej jednak podobało mi się w muminkowym sklepie - tylko dlaczego nigdzie nie było żadnego gadżetu z Buką?! Kolejny wspólny cel to Chinatown i Soho, a potem odstawiłam mamę do British Musem, a sama popędziłam na kolejne spotkanie. Gdzieś między tym wszystkim było dużo wizyt na Oxford St., dużo czasu spędzonego w Primarku i popołudnie w Westfield - największym centrum handlowym w Europie, a także kilka godzin w Natural History Museum i spacer po Chelsea.
Jeśli będziecie w okolicy Covent Garden Market, koniecznie zajrzyjcie do muminkowego sklepu! |
Gerard St., czyli główna ulica Chinatown. |
Chociaż na sobotę zapowiadali deszcze i burze (Asia ostrzegała mnie przed żółtym alarmem), nie ugięłam się i... w pełnym słońcu(!) stałam dwie godziny w kolejce w Hyde Parku. Po co? A no po to, żeby spędzić kilka chwil z Jimem Chapmanem! To jeden z moich ulubionych brytyjskich vlogerów, brat dziewczyn z Pixiwoo i narzeczony Tanyi Burr. Był przemiły, przeprzystojny i jeszcze bardziej brytyjski, niż wydawał się na youtube :)
Don't mind me, loot at him! :D |
W niedzielę wybrałyśmy się z mamą na zatłoczone Camden - nie mogłabym nie pokazać jej miejsca, które wg mnie jest definicją Londynu, wybrałyśmy się też do Regent's Parku - to mój ulubiony park w mieście, głównie ze względu na piękny ogród różany. Ostatniego dnia celem podróży stało się Greenwich - miejsce, do którego przyjeżdżają turyści, by za 7 funtów zrobić sobie zdjęcie z linią zmiany czasu. Mało kto zauważa, że poza płatnym terenem linia ciągnie się dalej - my wiedziałyśmy ;-)
O tą linię to całe zamieszanie! |
Było mocno pod górkę, ale widoki z góry rewelacyjne - Greenwich, widok na Isle of Docks. |
Jeszcze tylko półtoragodzinna podróż na Heathrow, chaos, opóźniony o 4 godziny samolot, noc na lotnisku w Warszawie, śniadanie na Dworcu Centralnym, 6.5 godziny w pociągu i własne łóżko! Wyjazd bez przygód to nie wyjazd, chociaż tym razem wolałabym sobie ten element odpuścić - ostatnie dwa dni wyjazdu męczył mnie kaszel, katar i gorączka, z którymi zresztą walczę do teraz.
Heathrow - makes every journey longer... |
Podsumowując (a to miał być taki krótki post!): tym razem Londyn trochę ugasił mój hurra-optymizm, który prezentowałam po powrocie z zeszłorocznych wakacji. Zaczęłam dostrzegać rzeczy, które poprzednio nie rzucały mi się w oczy, coraz więcej z nich zwyczajnie mnie irytowało. Nadal lubię to miasto i polecam wyjazd każdemu, ale nie jestem już tak optymistycznie nastawiona do wyjazdu tam na stałe. Sporo się nauczyłam, utwierdziłam się też w przekonaniu, że najbardziej lubię podróżować sama. Mit, że wyjazdy w pojedynkę są niebezpieczne, a podejmują się tego tylko jacyś żałośni ludzie bez znajomych, został dawno obalony - myślę, że to dobry temat na post ;-)
Nie wiem, co by powiedział na publikację Daniel, ale znajomością z Rafałem się pochwalę! Niedługo będzie największą gwiazdą teatrów na całym świecie, mówię Wam! |
Dużym plusem całego wyjazdu były spotkania, o których wspominałam wyżej. Macie tak czasem, że nie widzicie kogoś kilka lat i po tym czasie trochę głupio Wam napisać do tej osoby? Też to mam. Ale gdy tylko wrzuciłam na facebooka info, że będę w Londynie, dostałam propozycję spotkania, zarówno od Daniela, jak i od Rafała. Znamy się od lat szczenięcych, spokojnie mogę powiedzieć, że od podstawówki, ale gdy Daniel wyjechał do UK 8 lat temu, a Rafał 3 lata temu dostał się do jednej z najlepszych szkół tanecznych na świecie, nasz kontakt się urwał. Trochę się obawiałam, jak to będzie, spotkać się po tylu latach, ale okazuje się, że właśnie to były najlepsze momenty wyjazdu. Przy okazji poznałam dwie różne historie 'zaczynania od zera' w Londynie i zdałam sobie sprawę, że ten 'londyński sen', o którym marzyłam (pewnie podobnie jak wiele innych osób), nie jest zawsze taki przyjemny. Myślę, że Rafał i Daniel to przeczytają, więc: dziękuję Wam bardzo! ♥
Na koniec obiecana video-relacja. Jakościowo daleka od ideału, ale aparat, który miał mi służyć do przygotowania tego filmu, zepsuł się jeszcze na lotnisku w Warszawie, więc całość nagrana została telefonem. Nie sposób było nagrać wszystkiego co się działo, ale może spodoba Wam się taka szybka forma wglądu w mój wyjazd. Enjoy! ;-)
Na koniec obiecana video-relacja. Jakościowo daleka od ideału, ale aparat, który miał mi służyć do przygotowania tego filmu, zepsuł się jeszcze na lotnisku w Warszawie, więc całość nagrana została telefonem. Nie sposób było nagrać wszystkiego co się działo, ale może spodoba Wam się taka szybka forma wglądu w mój wyjazd. Enjoy! ;-)
Jeśli macie jakieś pytania dotyczące wyjazdu - piszcie, postaram się pomóc. I pochwalcie się koniecznie, gdzie w tym roku byłyście/gdzie się wybieracie! Ja zabieram się do pracy, odpisywania na maile i ogarniania rzeczywistości, bo za niecały miesiąc ruszam w kolejną podróż. ;-)